Dzień Kobiet… pracujących

Możemy uczyć o feminatywach, możemy opowiadać o słynnych Polkach – tych z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, możemy zbudować lekcję na tekście o nieodpłatnej pracy kobiet… Jako lektorki i lektorzy możemy wykorzystać temat kobiecej siły na sto i jeden sposobów, ale mam wrażenie, że jeśli dzieje się to w czasie lekcji, za którą pracodawca (szkoła językowa) płaci Wam za Waszą zgodą jakieś śmieszne pieniądze – to to jest taka wydmuszka. Niestety.

Oczywiście, nie postuluję tutaj lektor(kow)skiej roszczeniowości – trudno oczekiwać, żeby szkoła zapłaciła osobie w trakcie studiów podyplomowych i bez żadnego doświadczenia w nauczaniu miliony monet. Ale – powinna zapłacić godziwie. Co to znaczy „godziwie”, każdy odpowie sobie sam, bo w różnych miejscach świata koszty życia są różne. Stawka, która jest nie do przyjęcia w metropolii, w bardziej kameralnym mieście będzie nierzadko zadowalająca.

Czy to jednak powód, żeby zgadzać się na stawkę naprawdę niską ? W moim mieście nikt mi tyle nie zapłaci? Brzmi znajomo? Oczywiście, że nie zapłaci, dopóki będzie w stanie znaleźć kogoś, komu będzie mógł zapłacić mniej. Zdroworozsądkowo – trudno jest mi tutaj mieć pretensje do kogokolwiek innego niż do lektorów, którzy godzą się na to, żeby ktoś ich wykorzystywał.

Tak więc – następnym razem, zanim zaakceptujesz stawkę rzędu 40 PLN za godzinę, pomyśl o wszystkich osobach, ze sobą na czele, którym nikt nie zaproponuje więcej… bo zawsze znajdzie się ktoś, kto poprowadzi zajęcia za cenę dwóch wypasionych kaw w sieciowej kawiarni.

I pamiętaj – szkoła językowa bez lektora po prostu nie zadziała.

Dodaj komentarz